„Trudno jest poprawić swoje życie, jeżeli nie wie się, z jakiego powodu jest się smutnym czy złym” mówi dr Emre Demiralp, psycholog z Uniwersytetu Michigan. W przeprowadzonych przez jego zespół badaniach wykazano, że trudność w określeniu przyczyn emocji może prowadzić do unikania myślenia o nich, a to z kolei powoduje problem w rozwiązaniu sytuacji, która do nich doprowadziła, przy czym wzorzec ten jest silniejszy u osób, które cierpią z powodu depresji. W połączeniu ze spiralą negatywnego myślenia, o której pisaliśmy wcześniej prowadzi to do utrzymywania się negatywnych stanów dłużej.
Nasilony stan przygnębienia jest poprzedzony wieloma, czasem nawet drobnymi sytuacjami, na które reagujemy emocjonalnie. Nierozwiązane problemy, odsuwane tzw. „negatywne emocje” i myśli, które się z nimi wiążą wpływają na to jak spostrzegamy siebie i możliwości swojego działania. Czy jednak „negatywne emocje” są tak naprawdę „negatywne” i co to tak właściwie znaczy?
Gdy mówimy o emocjach „negatywne” najczęściej oznacza to, że doświadczamy ich jako nieprzyjemne czy bolesne. Oceniając je jako „negatywne” robimy jednak coś więcej, sygnalizujemy sobie, że dzieje się coś złego. Tymczasem może oznacza to po prostu, że boimy się trudnych uczuć, tego, że sobie z nimi nie poradzimy, czy też przypominamy sobie przeszłe sytuacje, w których nasilenie trudnych emocji wiązało się z sytuacją, która była trudna do rozwiązania i przypuszczamy, że obecnie będzie podobnie.
Emocje pełnią ważną funkcję informacyjną w naszym życiu. Sygnalizują nam znaczenie sytuacji, jej wagę, czy to w kontekście przeszłości czy obecnego radzenia sobie z nią. Wyobraźmy sobie sytuację, w której oczekujemy od kogoś wsparcia, a tym czasem osoba ta składa na nas kolejne obowiązki. W naturalny sposób będziemy czuli narastającą złość. Niewyrażona, będzie się kumulowała i może zostać rozładowana na zewnątrz (na przykład w gwałtownym wybuchu emocji po jakimś czasie, który nie będzie dotyczył tylko tej sytuacji ale i innych, a czasem całej historii relacji, którego siła wynika z narastającej długo frustracji) albo do wewnątrz (w spadku nastroju, nasilającym się przygnębieniu, smutku o niewiadomym pochodzeniu).
W powyższym przykładzie widzimy jak duże znaczenie ma określenie i wyrażenie emocji wtedy, gdy się pojawiają. Rzecz jasna nie jest to zazwyczaj takie proste. Najczęściej gdy zaczynamy trening rozpoznawania swoich uczuć najpierw orientujemy się, że coś się dzieje, ale jest nam trudno powiedzieć co. To „coś” to może być ściśnięty żołądek, nagły spadek nastroju, czy podenerwowanie pozornie bez powodu. Wszystkie te objawy to emocje, które niezauważone wyrażają się przez nasze ciało. Pomóc może cofnięcie się pamięcią wstecz, próba określenia, kiedy się pojawiły, i zastanowienie się, czy poprzedzone były jakąś sytuacją czy myślami na temat jakiejś przeszłej sytuacji. Najczęściej po pewnym czasie obserwowania swoich uczuć zaczynamy widzieć swój wzorzec reagowania i czas potrzebny na określenie o co nam chodzi skraca się, stopniowo możliwe staje się zareagowanie w bieżącej sytuacji, czy chociażby – jeżeli nie możemy z innych powodów zareagować (np. rozmowa z szefem) – nazwanie sobie tego, że jesteśmy zezłoszczeni, sfrustrowani, czy zawstydzeni. To znowu pozwala na uzyskanie nowej perspektywy i przyglądanie się temu, jak emocje wzajemnie się ze sobą wiążą i z siebie wynikają.